uwolnić WOLNOŚĆ

Religia zamieniona w miłość

(fragmenty)

Ojciec Yves Congar, OP, wybitny teolog biorący udział w Soborze Watykańskim II jako ekspert, powiedział, że „latarnie, jakie Bóg zapalił na progu atomowego stulecia, nazywają się Teresa z Lisieux i Karol de Foucauld”. O ile wtedy Teresa była już od kilku dziesiątków lat uznana za wielką świętą, Karola tyleż lat od beatyfikacji w 2005 roku dzieliło, choć od Teresy był o blisko 15 lat starszy. (…)

Arystokrata  urodzony w Alzacji, osierocony we wczesnym dzieciństwie, najpierw hulaka i utracjusz, oficer kawalerzysta, a potem eksplorator  w przebraniu żydowskiego rabina,  nagrodzony złotym medalem  Towarzystwa Geograficznego w Paryżu za wyniki wyprawy do  Maroka, kraju całkowicie niedostępnego Europejczykom podejrzewanym o kolonialne zamiary.   Potem „rażony łaską”  mnich trapista, pragnący wzorem Jezusa „zająć ostatnie miejsce”, następnie  pustelnik przy klasztorze sióstr klarysek w Nazarecie,  a wreszcie w Algierii tzw. ksiądz niezależny, bo nie należący do żadnej parafii ani do żadnego zgromadzenia, gdyż marzył o własnym i czekał bez skutku na choćby jednego współtowarzysza. Samotnik, który postanowił żyć wśród berberyjskiego plemienia Tuaregów, saharyjskich  muzułmanów koczowników, głosząc Ewangelię wyłącznie przykładem życia i dobrocią stając się „bratem każdego”. Karol de Foucauld „mały brat Jezusa” z emblematem i napisem Jesus Caritas wyhaftowanym na arabskiej gandurze, zabity na Saharze 1 grudnia 1916 w wieku 58 lat.

Po prostu kochać

Karol de Foucauld tak o swojej decyzji oddania się Bogu mówił z perspektywy czasu:

Dlaczego wstąpiłem do klasztoru trapistów? Z miłości, wyłącznie z miłości… 

Kiedy człowiek może cierpieć i kochać, znaczy to, że może bardzo wiele, może uczynić najwięcej z tego, co możliwe jest do uczynienia na tym świecie. Czujemy, że cierpimy, lecz nie zawsze czujemy, że kochamy, i to potęguje nasze cierpienie! Lecz wiemy, że chcemy kochać, a chcieć kochać oznacza, że kochamy. Prawda, że nigdy nie będziemy dostatecznie kochać, ale Pan Bóg wie, z jakiej gliny nas ulepił, i kocha nas bardziej, niż jakakolwiek matka potrafi kochać swe dziecko. On, który nie umiera, mówi, że nie odtrąci nikogo, kto doń przychodzi.”  (Karol de Foucauld, Milczenie i ogień, s.161)

Ale oczywiście nie chodziło o słowa, moralizatorskie sformułowania. Co to dla niego znaczyło? Na  papierze z gazety, którą obłożył swój notes, zrobił konkretną listę. Kochać kogoś, to podziwiać go, naśladować, szanować, nie chcieć mu się nie spodobać, chcieć mu się podobać, pragnąć go widzieć, pragnąć go posiąść, chcieć mu dać wszystko, co się ma i całego siebie, dać mu dobro, pragnąć mu być posłusznym. 

Modlić się, to myśleć o Bogu z miłością. A kiedy się kocha, pragnie się rozmawiać z ukochaną osobą, pragnie się na nią patrzeć bezustannie. Trwać u stóp Chrystusa i patrzeć na Niego prawie w milczeniu.

Eucharystię Karol de Foucauld  postawił na pierwszym miejscu jako najlepszą formę zbliżenia do Boga. Wierzył, że jedna jedyna msza ma siłę zbawienia całego świata. (…) Najświętszy Sakrament Karol czcił najżarliwiej przez adorację, najpełniejszy wyraz doskonałej miłości. Poświęcał jej każdego dnia długie godziny.  Nigdy nie żal mu było „tracenia” czasu dla Boga w milczącym podziwie uwielbienia.

Nie miał bowiem wątpliwości, że najlepiej wykorzystanym czasem jest ten, w którym się kocha.

Z oazy w Algierii kilkunastoletniemu chrześniakowi  opowiadał o tym, że odbywa wspaniałe podróże nie podnosząc się z klęczek u stóp ołtarza. „Więcej jest tajemnic w małym tabernakulum niż w głębi mórz i na całej ziemi, jest tu więcej piękna niż w całym stworzeniu. Widzisz, mój drogi, samotnik  wznosi się ponad ziemię w głębi swojej pustelni. Wieki temu znalazł latający balon i sposób wzniesienia się nad naszą atmosferę i ponad gwiazdy.

Karol de Foucauld zginął śmiercią gwałtowną zastrzelony podczas napadu na jego pustelnię ufortyfikowaną, by w razie potrzeby służyła do obrony ukochanych Tuaregów. Za wiarę w ścisłym tego słowa znaczeniu nie zginął, ale i on stał się męczennikiem  miłości. Dwadzieścia lat wcześniej, w 1896, co przypomniano w dekrecie o heroiczności jego cnót, napisał: Niezależnie od powodu, dla którego nas zabijają, jeśli my przyjmujemy w sercu niesprawiedliwą i okrutną śmierć jako błogosławiony dar z Twojej ręki… jeśli nie opieramy się, posłuszni Twoim słowom:  Nie stawiajcie oporu złemu (Mt 5, 39) i naśladujemy Twój przykład… wtedy niezależnie od powodu, który wysuwają, żeby nas zabić, umrzemy z czystej miłości… i jeśli nie jest to męczeństwo w ścisłym rozumieniu tego słowa i w oczach ludzi, będzie nim w Twoich oczach i będzie naprawdę doskonałym obrazem Twojej śmierci… bo nawet jeśli w tym przypadku nie ofiarowaliśmy naszej krwi za wiarę, w sercu ofiarowaliśmy ją i przelaliśmy  za miłość do Ciebie.

Szczególne powołanie

Samotnik z Sahary poświęcił się Tuaregom, muzułmańskim koczownikom. Uznał, że to oni są wyjątkowo opuszczeni. Ofiarował swoje życie w intencji nawrócenia Tuaregów,  ludów Maroka i Sahary. Bo przecież Jezus nie tylko uważa ludzi za swoich braci, lecz jakby utożsamia się z nimi, przede wszystkim z najbiedniejszymi, najnędzniejszymi, najbardziej potrzebującymi pomocy, i mówi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40).  Współczucie Karola de Foucauld dla tych ludzi przerodziło się z czasem w szczerą przyjaźń.  Do chrześniaka Karola de Blic pisał: Módl się za biednych tubylców: Gdyby mieli nasze wykształcenie, byliby prawdopodobnie znacznie bardziej wartościowi niż my

Dziękując przyjacielowi za książkę o islamie ojciec Karol napisał, że chociaż nie sięga już do świeckich książek, przeczyta ją w drodze wyjątku, bo dzięki niej będzie mógł lepiej poznać muzułmanów, których kocha całym sercem. Przy okazji wyraził autorowi  wdzięczność za rozwianie mitów, pozytywne przedstawienie muzułmanów, którzy w pierwszym pokoleniu niejednokrotnie bywali bardziej cnotliwi niż chrześcijanie,
z którymi walczyli
(Charles de Foucauld, amitiés croisées,   red. Fournier Josette, Editions Cheminements,  Paris 2007, s. 120). I zadał retoryczne pytanie, czy można się dziwić, że muzułmanie żywią fałszywe wyobrażenia na temat  chrześcijaństwa, skoro prawie wszyscy chrześcijanie także  mają fantastyczny obraz ich wierzeń? 

Karol de Foucauld, któremu doświadczenie zetknięcia z wiarą muzułmanów dało impuls powrotu do Boga,  swoje zadanie wobec nich rozumiał jako obecność, skupienie się na modlitwie i braterskiej przyjaźni.  

Nić braterstwa  Karola de Foucauld z muzułmanami przekazana  Louisowi  Massignon (1883-1962),  duchowemu spadkobiercy, wybitnemu francuskiemu islamologowi pracującemu niezmordowanie  na rzecz zbliżenia chrześcijańsko-islamskiego, poprowadziła do Soboru Watykańskiego II.  Zmiana postawy w stosunku do niewierzących czy ”niewiernych”, rozwój teologii misji w XX wieku  znalazł wyraz w sformułowaniu z Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et SpesBóg troszczący się po ojcowsku o wszystko chciał, by wszyscy ludzie tworzyli jedną rodzinę i odnosili się wzajemnie do siebie w duchu braterskim. Wszyscy bowiem, stworzeni na obraz Boga, który z jednego uczynił cały rodzaj ludzki, aby zamieszkał cały obszar ziemi (Dz 17,26), powołani są do jednego i tego samego celu, to jest do Boga samego (GS 24).

Podczas trzeciej sesji  (wrzesień-grudzień  1963) do Lumen Gentium, Dogmatycznej Konstytucji o Kościele, wpisano zdanie: Ale plan zbawienia obejmuje także i tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów, oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny (LG 16).  

Stosunek Kościoła do religii niechrześcijańskich określiła deklaracja soborowa  Nostra aetate, najkrótszy dokument Soboru ogłoszony  28 października 1965 roku, na kilka tygodni przed jego zakończeniem. W  1964  Paweł VI powołał dykasterię pod nazwą Sekretariat d/s Niechrześcijan (od 1988 roku Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego), a w  1965 Sekretariat ds. Niewierzących, który w1993 Jan Paweł II połączył  z Papieską Radą ds. Kultury .

Do poszanowania niechrześcijan nawiązywały także inne dokumenty soborowe – Dignitatis humanae oraz  Gaudium et spes (podkreślające godność ludzką i wolność religijną, co również stanowiło krok milowy). Zalecenia z soborowego dokumentu o misjach Ad gentes w zadziwiający sposób odzwierciedlają ducha myśli Karola de Foucauld z jego  przygotowawczej pracy „przedmisyjnej” na Saharze. „Ponadto okoliczności są niekiedy tego rodzaju, że czasowo nie można bezpośrednio i od razu głosić nowiny ewangelicznej; wówczas misjonarze mogą i powinni cierpliwie, roztropnie, a równocześnie z wielką ufnością dawać choćby tylko świadectwo miłości i dobroci Chrystusowej i w ten sposób torować drogę Panu i w pewien sposób Go uobecniać (AG 1, pt 6).

To właśnie Karol de Foucauld pokazał, na czym polega  owo karczowanie terenu (jego termin) pod późniejsze zasiewy, na które być może trzeba będzie czekać bardzo długo. Zalecając też ascetyczny wyraz życia misjonarza, który nie powinien górować w stratyfikacji społecznej nad ludźmi z otoczenia, dekret stawia za wzór model oddziaływania życzliwością, gościnnością, dobrocią, solidarną obecnością, a także  zainteresowanie obcą kulturą. Dokładnie to, co robił Karol de Foucauld, który  poświęcając lata ciężkiej codziennej pracy lingwistycznej stworzył słownik tuaresko- francuski i antologię poezji tuareskiej. (…)

Karol de Foucauld doszedł do wniosku, że ewangelizacja nie może obywać się bez uśmiechu.

Majorowi Herrisonowi mającemu działać wśród Tuaregów jako lekarz zalecał wesołą twarz przy każdej rozmowie. Dodawał, że sam tak robi. Bo śmiech wprawia rozmówcę w dobry humor. Zbliża ludzi, pozwala im lepiej się zrozumieć, czasem rozwesela kogoś zasępionego, jest  wyrazem miłości (René Bazin, Charles de Foucauld, explorateur du Maroc, ermite au Sahara, s.410- 411).

Ciche ubóstwo Nazaretu

Karol de Foucauld rozpoznał w sobie powołanie do naśladowania Jezusa w Jego cichym i ubogim, ukrytym życiu w Nazarecie, przed podjęciem działalności publicznej. Choć na tej ostatniej skupiają się Ewangelie, odkryciem Karola de Foucauld była intuicja, że  ów trzydziestoletni okres wcześniejszy miał także charakter zbawczy, nie stanowił  tylko jakiegoś  preludium do właściwej misji. (…)

Droga świętości Karola de Foucauld była drogą coraz większego zredukowania, wyzbywania się balastu, ubożenia, co w języku religijnym nazywa się ogołoceniem. Z perspektywy światowej  jego życie, mogło wyglądać na zmarnowane.

Wojskowy z zawodu opuścił armię, wsławił się jako odkrywca, ale i z tego zrezygnował, od trapistów wystąpił, jako mnich-założyciel nie dochował się wspólnoty, jako ksiądz nikogo nie nawrócił.

W czasie improwizowanych rozmów  z Jezusem w Nazarecie w 1897, kiedy czekało go jeszcze 19 lat życia i to w okolicznościach zupełnie innych niż te, w których snuł owe rozważania, Karol de Foucauld wyraził  przeczucie: Mówisz mi, że będę bardzo szczęśliwy, prawdziwym szczęściem… i że chociaż taki ze mnie nędzarz, jestem drzewem palmowym zasadzonym nad żywymi wodami Bożej woli, Bożego słowa (…)  i że wydam owoc w swoim czasie. I dodajesz: będziesz  pięknym drzewem o wiecznie zielonych liściach i wszystkie twoje dzieła się w końcu powiodą. Wszystkie przyniosą owoce na całą wieczność. Mój Boże, jaki jesteś dobry (Charles de Foucauld, Méditations sur les psaumes, s. 41-42).

Duchowa rodzina,  której dał początek, rozwinęła się w rozmaitych formach. Dziś  drzewo o pniu z  jego bezpośredniej inspiracji  liczy  wiele gałęzi.  Szacuje się, że  Rodzina – grupy zakonne, świeckie instytuty życia konsekrowanego i stowarzyszenia  publiczne i prywatne – zrzesza kilkanaście tysięcy członków we fraterniach rozsianych po całym świecie. Wiele osób, nie przynależących do formalnych ugrupowań w dalszym ciągu uważa Karola de Foucauld za źródło inspiracji do życia Ewangelią wśród najuboższych, zapomnianych i odrzuconych wcielając w życie  jego zasadę:

Moje apostolstwo ma być apostolstwem przyjaźni; kiedy ktoś mnie spotka, powinien mówić: ponieważ ten człowiek jest taki dobry, to jego religia musi być  dobra. Jeśli ktoś spyta, dlaczego jestem łagodny i dobry, muszę powiedzieć: ponieważ jestem sługą kogoś o wiele lepszego ode mnie, gdybyście wiedzieli,  jak dobry jest mój Pan, Jezus  (Oeuvres Spirituels, s. 282).

Dodajmy jeszcze jedną cechę właściwą tej Rodzinie – małość. Karol jako pierwszy czuł się Małym Bratem Jezusa. I określenia tego nie  traktował jako przenośni. (…) 
Pięknym świadectwem duchowego doświadczenia brata Karola stała się „Modlitwa oddania” (Prière d’abandon), stworzona jeszcze, gdy był trapistą, parafraza słów, jakie Jezus  kieruje do Ojca w godzinie śmierci. Brzmi ona:

Mój Ojcze, powierzam się Tobie. 
Uczyń ze mną, co zechcesz.
Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci.
Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko,
aby Twoja wola spełniała się we mnie i we wszystkich Twoich stworzeniach.
Nie pragnę nic więcej, mój Boże.
W Twoje ręce powierzam ducha mego z całą miłością mego serca.
Kocham Cię i miłość przynagla mnie, by oddać się całkowicie w Twoje ręce,
z nieskończoną ufnością,
bo Ty jesteś moim Ojcem.

 

Joanna Petry Mroczkowska
Wersja skrócona artykułu: Religia zamieniona w miłość, czasopismo Teresa z Lisieux, zeszyt 9/jesień-zima 2016

Cały tekst Artykułu można przeczytać w wersji papierowej czasopisma 

Joanna PETRY-MROCZKOWSKA

Updating…
  • Brak produktów w koszyku.