Czy Bóg miał jakiś szczególny zamiar stwarzając kobietę? Czy w powołaniu kobiety jest specyficzna rola, różna od roli mężczyzny?
Jeżeli odpowiemy na to twierdząco, to wynika stąd, że jedynie poprzez odnalezienie swej kobiecej roli kobieta będzie w pełni szczęśliwa. Odkrywając to ukierunkowanie, do którego dysponuje ją natura nadana jej przez Stwórcę, kobieta najpełniej odnajduje siebie, swoją tożsamość, swoje źródło szczęścia.
Czy kobiety wokół nas potrafią wskazać sens swego istnienia? Wydaje mi się, że większość kobiet w Polsce uważa, iż Pan Bóg je stworzył po to, aby przekazywały życie, aby rodziły i wychowywały dzieci. Rozumieją, że ich egzystencja nie zamyka się na tym, Chcą również pracy zawodowej, życia intelektualnego, innych atrakcji życiowych, ale najgłębszą rację swego istnienia widzą w macierzyństwie. Taka odpowiedź jest jednak niezadowalająca. A co z kobietami, które nie rodzą, bo nic mogą, bo dzieci już opuściły dom, bo one same nie wyszły za mąż lub obrały dziewictwo konsekrowane?
Jeśli istota kobiecego powołania leży w rodzicielstwie, to kobiety, które nie rodzą, byłyby niewierne wobec Bożego powołania. Ich życic byłoby przegrane. Istota kobiecego powołania musi być głębsza!
To co pisze, może się wydać niedopracowane, a nawet bulwersujące. Jeżeli spowoduje refleksję, dyskusję, dalsze poszukiwania, to te kilka myśli— zaczerpniętych w większości z książki, która ma się wkrótce ukazać w wydawnictwie „W drodze’’: Nicole Echivard, Kobieto, kim jesteś? — spełni swoje zadanie. (…)
Większość kobiet w naszym kraju stawia wyżej miłość do dzieci niż do męża. Jest to wielki błąd. Trzeba bardziej kochać męża niż dzieci i niż własnych rodziców czy teściów. Dzieci nigdy nie stracą na tym, że rodzice się głębiej kochają.
Miłość do dzieci jest naturalna biologiczna. Miłość do męża jest trudna, wymaga większej pracy, odwoływania się do łask sakramentu małżeństwa. Ale ona jest ważniejsza. Męża się wybiera na całe życie. Dzieci otrzymuje się od Boga na chwilę, by je Bogu oddać. Błędne wywyższenie miłości wobec dzieci powoduje, że nasze kobiety są strasznymi teściowymi. Gdy dzieci podrosną, założą własne rodziny, matki nie chcą ich puścić. Do wszystkiego się mieszają, ponieważ są przerażone perspektywą zostania sam na sam z mężem, który stał się już obcy, z którym nie ma więzi psychicznej i duchowej. Odstawiony na bok, zajął się czymś innym — pracą, hobby, wódką, inną kobieta.
Tak jak kobieta nie zostanie matką bez fizycznego kontaktu z mężczyzną, tak też mężczyzna nie zostanie ojcem — w sensie psychicznym i duchowym — bez duchowego wpływu kobiety.
To ona wydobywa z niego ojcostwo, to ona uczy go odpowiedzialności, miłości czułej, miłosiernej, ona wyrabia w nim zdolność do przewidywania, do wytrwałości, do nadawania pewności. Wiele naszych kobiet tego zadania nie podejmuje, i dlatego mamy tak mało ojców. Czasem mam wrażenie, że niektórym kobietom mężczyzna jest potrzebny tylko po to, by ją zapłodnił, a potem jeżeli dobrze zarobi, jeżeli nie pije to świetnie, ale nie ma głębszej więzi między małżonkami. Kobiety nie dostrzegają swej duchowej misji wobec męża. Zapominają, że „małżeństwo jest instytucją miłości, a nie tylko płodności”. Mężczyzna, który jest pozbawiony duchowego wsparcia żony, w którym ojcostwo nie narasta, czuje się zagubiony, niepotrzebny, zaczyna więc uciekać — w naszym kraju najczęściej w wódkę.
Miłość to zdolność wydobycia dobra z drugiego człowieka. Jeżeli kobieta przestaje wierzyć w dobro, jakie jest w mężu, jeżeli ciągle mówi mu, jaki jest straszny, jeżeli nie daje mu odczuć, że ceni to co w nim dobre, mężczyzna zamyka się, popada w rozgoryczenie, ucieka z domu, zaczyna zaglądać do kieliszka, i tak powstaje błędne koło. Jeśli tylko kobiety odnajdą swoje piękne, przez Boga nadane powołanie, to błędne koło zostanie przerwane.
Czyż kobiety nie były najbardziej niedoceniane właśnie wtedy, gdy wmawiano im, że znajdą życiowe zadowolenie uciekając z domu do pracy zawodowej, na przykład w hali fabrycznej? Czas najwyższy, by piękna misja kobiet została odkryta i uszanowana. W niektórych krajach kobiety zbuntowały się przeciwko swej roli i angażują się w agresywny ruch feministyczny. Niestety, ruch ten zamiast kierować się ku Bogu, ku powołaniu nadanemu przez Boga szuka najczęściej wyzwolenia przez zaprzeczenie kobiecości. Kobiety, które przez lata całe codziennie brały do ust środek antykoncepcyjny, mówiły sobie, że nienawidzą tego, że są kobietą. Antykoncepcja je poniżała czyniąc z nich przedmiot przyjemności mężczyzny. Szukają więc wyzwolenia od kobiecości. Poprzez represję kobiecej płciowości, chcą być na obraz i podobieństwo mężczyzny. Nigdy jednak nie będą szczęśliwe, negując swą kobiecą tożsamość.
Pierwsze zadanie każdej kobiety (zamężnej czy niezamężnej) to dopomożenie mężczyźnie, aby odnalazł Boga. Bóg po to stworzył niewiastę, aby przełamała duchową samotność mężczyzny.
Samotność duchowa niekoniecznie zostaje przełamana przez kontakt fizyczny. Współżycie seksualne, które okazało się tylko egoizmem, rodzi ogromną samotność. Jeżeli brak więzi duchowej, pozostaje tylko ślepa uległość wobec popędu i nic poza tym. Niejedno małżeństwo współżyjące ze sobą doświadcza tej bolesnej samotności.
Bóg po to stworzył kobietę, by ukazała mężczyźnie bliskość Boga, by go przekonała, że jest przez Boga ukochany, by mu pomogła stać się dzieckiem wobec Boga.
Właśnie dlatego że kobieta ma takie zadanie, nadał jej Bóg specjalną psychikę i ciało. Jeżeli prawdą jest, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, to ten Boży obraz, to Boże podobieństwo jest bardziej rozpoznawalne w kobiecie.
Bóg jest miłością, jest ciągłym darem. Jego miłość jest ciepła, miłosierna, nie paternalistyczna, upokarzająca, ale taka która dodaje otuchy, budzi nadzieję, pociesza.
Kobieta jest bardziej zdolna do takiej miłości. Skoro dusza kobieca lepiej obrazuje Boga, ma ona ciało, które jest piękne, które daje. Kobieta łatwiej zdobywa się na dawanie — dawanie darmo dane, z miłości, bez myślenia o nagrodzie. Trzeba czasem lata czekać, by mężczyzna dał coś sam od siebie, za darmo. Mówimy o kobiecie, która grzeszy ciałem, że się oddała mężczyźnie. Nawet w grzechu naśladuje Boga, który daje!
A kobieta będąca w stanie błogosławionym czy karmiąca piersią i przeżywająca tajemnicę swego macierzyństwa w wierze, mogłaby słowami Chrystusa mówić do swego dziecka: „Bierz, i jedz! Bierz, i pij! To jest ciało moje”. Kobieta staje się jakby sakramentem, skutecznym znakiem Daru. W swej cielesności obrazuje eucharystyczną naturę Boga.
Kobieta nie tylko lepiej niż mężczyzna obrazuje Boga, ale jest bardziej wrażliwa na Boga. żywiej Boga doświadcza. Może dlatego że potrafi milcząco rozmawiać z dzieckiem jeszcze nienarodzonym, potrafi też rozmawiać z Bogiem mieszkającym w głębi jej duszy. Kobieta sprawniej rozpozna Boże natchnienia, jest bardziej otwarta na udzielającą się miłość i życie Boga. To poprzez kobiety dzieci uczą się o Bogu, poprzez kobiety odkrywają wartość miłości. Głównym zadaniem kobiety jest pobudzanie wzrostu miłości w sercu mężczyzny i w sercu dzieci. Kobiety współpracują w przekazywaniu miłości do Boga, Nic więc dziwnego, że w naszych kościołach jest więcej kobiet niż mężczyzn, a w krajach gdzie religia jest prześladowana wiarę przechowują kobiety. Skoro kobieta z natury jest bardziej wrażliwa na Boga, bardziej zdolna do przekazywania miłości od Boga otrzymanej, ma ona tutaj większą odpowiedzialność.
Gdy kobieta daje się mężczyźnie w miłości, daje się całkowicie. U niej poziom fizyczny, emocjonalny, wolitywny, intelektualny i duchowy jest bardziej scalony niż u mężczyzny. U niego każdy poziom jest bardziej odrębny, autonomiczny. Dlatego mężczyzna potrafi w kobiecie szukać tylko jednego wymiaru, potrafi pragnąć tylko przyjemności fizycznej. Może w kobiecie widzieć wyłącznie jeden model: kucharki, prostytutki, kochanki, pracownicy, rodzicielki dzieci, intelektualistki. Odpowiedź kobieca jest bardziej zintegrowana. Prostytutka, gdy sprzedaje swoje ciało, w głębi duszy ma nadzieję, że tym razem będzie to miłość, miłość prawdziwa, sięgająca do samego rdzenia jej duszy.
Kobieta może dopomóc mężczyźnie, aby zespolił wszystkie wymiary swojej osobowości, by był bardziej zintegrowany.
(…)
W Apokalipsie (22,17) czytamy: „Duch i Oblubienica mówią: «Przyjdź». A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź». I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce niech wody życia darmo zaczerpnie”. Kim jest Oblubienica? To Maryja, to Kościół — Ecclesia w swej niewieściej naturze, to każda kobieta woła do Boga o łaskę. Kobieta głębiej pragnie darmo dawanej Miłości Bożej. Cały Kościół woła: ,,Przyjdź”. Kobieta jest najbardziej szczęśliwa, gdy to pragnienie Boga i doświadczenie Miłości Bożej budzi się w sercu mężczyzny.
To jest najgłębsze pragnienie kobiety. Jeżeli ona zrezygnuje z tego pragnienia, jeżeli pozwoli mężowi, by ją traktował tylko na jednym poziomie — jako kucharkę, rodzicielkę czy tylko źródło fizycznej rozkoszy — jest to zawsze akt rozpaczy, odrzucenie najgłębszej kobiecej misji.
Miłość męża wobec niewiasty — również tej, którą jest Kościół — jest inna. Najpełniej wyraża się ona w sformułowaniu, które Ewangelia odnosi do św. Józefa i św. Jana. Gdy Chrystus z wysokości krzyża nazwał swą Matkę niewiastą, wskazując przy tym na powołanie każdej niewiasty, wówczas umiłowany uczeń „wziął Ją do siebie” (J 19, 27). Miłość męska wyraża się we wzięciu do siebie niewiasty. Józef a potem Jan opiekowali się Maryją.
Mężczyzna gdy kocha, jest opiekuńczy, troszczy się o kobietę; chce zarobić na jej utrzymanie. Miłość nie kończy się na tym. Wziąć do siebie kobietę, to znaczy wziąć do siebie jej duchowe bogactwo i piękno, pozwolić, by ono mężczyznę kształtowało.
Jan wziął do siebie Maryję. Jej intymne doświadczenie Boga, Jej tajemnicę, to co dla Niej w życiu było najważniejsze. Ukazał Jej swą miłość, przez to że te sprawy stały się dla niego również ważne. (Kobieta jest szczęśliwa, gdy mężczyzna zaczyna myśleć, mówić i reagować w tych sprawach, które są najważniejsze, tak jak ona od dawna myślała i reagowała.) Jan potraktował jako swoje, duchowe doświadczenie Maryi i dzięki temu mógł nam dać najpiękniejszą Ewangelię. Prolog Ewangelii św. Jana czy najlepsza definicja Boga (Bóg jest miłością — I J 4,8) — to wszystko Jan wyczytał w sercu Maryi. Gdy mężczyźni myślą o Bogu, dają definicje filozoficzne. Bóg jest Absolutem, Pierwszą Przyczyną, Celem Ostatecznym. Jeżeli mężczyzna ma odkryć osobistą naturę Boga, jeżeli ma rozpoznać, jak bliski i czuły jest Bóg, musi o tych prawdach czytać nie tyle w naukowych książkach, co w oczach i sercu kochającej niewiasty, która odbija w sobie uczucia serca Maryi.
Wziąć do siebie niewiastę oznacza jeszcze coś, innego. Kobieta potrzebuje, by ją wziąć w garść Potrzebuje psychicznego wsparcia mężczyzny, racjonalnej afirmacji potwierdzającej jej intuicje. Mężczyzna biorąc ją do siebie nadaje pewność sądom jej sumienia.
Każda kobieta pragnie kochać i pragnie być kochaną. To pragnienie miłości pojawia się w psychice dziewczyny około dwunastego czy trzynastego roku życia. Jest ono potężniejsze, bardziej decydujące niż u chłopców. Czasem w życiu dorosłym kobiety to pragnienie miłości może ulec zaduszeniu czy zatruciu jakąś namiastką. Nigdy nie może być zastąpione. Co z tego, że dziewczyna ma dobre stopnie w szkole lub uczy się grać na skrzypcach, jeżeli nie kocha i nie jest kochana?
Co z tego, że kobieta ma wpływową pracę, że jest kierowniczką baru mlecznego, dyrektorką fabryki czy premierem, jeżeli nie kocha i nie jest kochana? Mężczyzna pozbawiony ciepła życia rodzinnego łatwiej zadowoli się pracą. Dla kobiety taka sytuacja jest tragedią życiową.
Co nowego w powołanie kobiety wnosi życie konsekrowane? Celibat podjęty dla Królestwa Bożego nie zaprzecza fundamentalnej misji kobiety. Co więcej, jeszcze bardziej ją wynosi, uwypukla. Dziewictwo podjęte przez kobietę dla Boga jest taką formą życia, w której pragnienie kochania i bycia kochaną odgrywa rolę decydująca, jeszcze bardziej decydującą niż w małżeństwie.
Gdyby w życiu zakonnicy nie było miejsca dla miłości, jej życie byłoby bezcelowe.
Porównajmy powołanie mężczyzn i kobiet w Ewangeliach. Mężczyźni idą za Chrystusem, ponieważ są powołani. Chrystus mówi: Zostaw te sieci, zostaw twój urząd celny i chodź za Mną! Apostołowie poszli, ale nie wiedzieli, po co? Mieli swoje własne ambicje, liczyli na polityczna karierę w przyszłym rządzie Mesjasza. „A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21). Trzeba było długiego czasu, by zrozumieli naturę swego powołania, by ich własne wyobrażenia opadły.
A kobiety w Ewangeliach? One idą same. Chrystus ich nie powołuje, one idą za zewem miłości, który rozpoznają w swoich sercach. Idą za Jezusem, ponieważ kochają. Czy zdarzyło się, by która kobieta powiedziała Jezusowi: A my, któreśmy porzuciły wszystko dla Ciebie, jaką nagrodę otrzymamy?
Dokładnie to samo dzieje się dziś. Mężczyźni wstępujący do seminariów duchownych też mają swoje ambicje, chcą być wpływowi, chcą dokonać czegoś sensownego w życiu. Myślą o nagrodzie, o kapłańskich dochodach. Motywacje się plączą, gubią, przemieniają podczas lat formacji. Dopiero dojrzały wzrost duchowy pozwala na oczyszczenie, na prymat osobistej więzi z Bogiem. Motywacja kobiet wstępujących do nowicjatów zakonnych jest jakoś czystsza, znajduje podkład w silnym pragnieniu miłości, które może następnie być rozwijane.
Jeżeli według Bożego planu stworzenia najgłębsza misja kobiety polega na przełamaniu duchowej samotności mężczyzny, to według Bożego planu zbawienia ta misja polega na przełamaniu samotności Jezusa.
Kobieta chrześcijańska powołana jest do tego, by trwała przy Jezusie, by Mu towarzyszyła by siedziała u Jego stóp i by Mu się przysłuchiwała. Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, iż pierwszym zadaniem zakonników jest assidua cum Deo in oratione unio (CIC, 663-1) — wytrwałe siedzenie przy Bogu na modlitwie. Trwanie na modlitwie przy Jezusie łatwiej porywa serce kobiece niż męskie. Kobieta nigdy nie jest zadowolona z liturgii Ona uczy mężczyznę jak adorować Jezusa, jak wylewać na Niego słoik olejku nardowego, jak całować Jego stopy. Maryja obwinęła Jezusa w pieluszki i położyła w żłobie. (…)
Kobiety prowadzą Kościół swoim sercem. Wskazują, iż istota życia chrześcijańskiego polega na kochaniu Jezusa na zanurzaniu się w darmo dawanej Miłości Bożej, na oddawaniu tej Miłości do dyspozycji swoich rąk i serc.
(…)
Kobiety mają szczególną rolę w ramach kapłaństwa wspólnego ochrzczonych. To kapłaństwo wspólne jest kapłaństwem mistycznym, opartym na chrzcielnym zanurzeniu w Trójcy Świętej. (…)
Jan Apostoł, jako jeden z Dwunastu, podlegał jurysdykcyjnie władzy św. Piotra, pierwszego papieża. Ale w swym życiu duchowym, w swym zanurzeniu w Miłość został oddany Niewieście — Maryi.
Kapłaństwo hierarchiczne nie jest w Kościele przekazywane kobietom, gdyż wypaczyłoby ich szczególną rolę w ramach kapłaństwa wspólnego. Szkoda by było, gdyby piękna rola kobieca w Kościele miała się rozmyć przez przejęcie męskich administracyjnych funkcji.
Zasadnicza rola kobiety w Kościele polega na ukazywaniu mężczyznom, że Kościół to coś więcej niż struktury. Kobieta ma przekonywać, że duszą Kościoła jest Duch Święty — który jest rozlaną Miłością.
(…)
Władza nie jest najważniejsza w Kościele, nawet sakramentalna, najważniejsza jest Miłość Boża, która wypływa z otwartej rany Chrystusa. Co robić, by kapłan naprawdę poczuł się sługą Bożego Miłosierdzia? By się w nim narodziła kontemplacyjna fascynacja dobrocią Bożą? By uwierzył, że sam został umiłowany do końca, że Miłość Boża dociera poprzez jego zewnętrzne opory i zahamowania aż do końca jego osobowości? By posługa jednania z Bogiem najbardziej go porywała? Jeśli mu przełożony poleci, aby uczestniczył w sesji naukowej, gdzie wysłucha drętwych, teologicznych referatów, nic się nie zmieni. Jeśli mu koledzy kapłani powiedzą, że ucieka od kontemplacji do remontów, to się obrazi. Ale jeśli życzliwa kobieta powie mu, że niechlujnie odprawia Mszę św., że jak urzędnik administruje sakramentami, że nie widać po nim, aby Bogiem żył, wtedy on zacznie myśleć, zacznie próbować kontemplacji. Niech zobaczy w jej oczach ból z powodu jego duchowej płycizny, i zachętę, aby trwał, aby do żywego Boga się zbliżał, aby Jemu zaufał.
Kobieta w Kościele, świadoma swojej misji, przypomina, że Kościół jest Oblubienicą, Niewiastą godną Łaski, rodzącą Boże Życie w ludzkich sercach — Matką i Dziewicą.
Wojciech Giertych OP
Fragmenty artykułu opublikowanego w czasopiśmie Teresa z Lisieux zeszyt 11 jesień-zima 2017